poniedziałek, 18 maja 2009

Rozdział 1, część 3

Gdy tylko usłyszałam to charakterystycznie przeraźliwe bzyczenie, które tego dnia brzmiało w moich uszch niczym głos anioła, pospiesznie rzuciłam się ku drzwiom, by z daleka przyjrzeć się nieprzeciętnie pięknej twarzy nieznajomego. wprost nie mogłam oderwać wzroku od tego wcielonego ideału żywej ludzkiej istoty. Czekałam, aż podniesie swoje doskonałe ciało w celu wyjścia z klasy. Tak się jednak nie stało. Siedział jak gdyby w ogóle nie usłyszał dzwonka, zapatrzony w niezmierzoną dal za oknem.

Tymczasem w mojej głowie odbywała się istna wojna myśli. Podejść? Ale po co? Zagadać? Ale jak? Jeszcze sobie pomyśli, że mi się podoba. A może tak nie jest? nie, on mi się wcale nie podobał. Ja go już kochałam ponad wszystko w życiu. byłam zdeterminowana zrobić absolutnie wszystko, co w mojej mocy, by być przy nim jak najczęściej. Choćby po to, żeby móc patrzeć w tę głębię oczu i szukać coraz to nowych porownań, które i tak nie są w stanie opisać tajemniczego uroku chłopaka.

Z pozostałych lekcji nie zapamiętałam zupełnie nic z wyjątkiem momentu, kiedy wychodząc do toalety niby niechcący otarłam swoją spódnicą jego spodnie. Oczywiście nie zareagował. W drodze do domu poczęłam wymieniać po cichu wszystkie swoje wady i defekty urody. Wiedziałam, że oczy mi się zaszkliły. Z całej siły zacisnęłam powieki, aby nie uronić ani jednej łzy. Mama nie mogła dowiedzieć się o moich problemach - co ona może rozumieć? - a każda kropla byłaby zdradziecka.

6 komentarzy:

  1. WOW!!! Kolejna część. Super (trochę krótka)^^
    Na jakiej lekcji to pisałaś??

    OdpowiedzUsuń
  2. Ana: <3
    (mimo wszystko proponuję wstawiać dłuższe części)

    OdpowiedzUsuń
  3. To pisałam z pamięci przed hiszpanskim, jak przyjechalam za wcześnie. Kolejna część będzie dłuuuuuższa i bardziej przemyslana.
    Tylko blagam, podpisujcie się, a nie anonimujcie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Poproszę o jakąś zachętę do pisania dlaszego ciagu!

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziewczyny przeczytajcie koniecznie "Na ustach grzechu" :-)) To niedoscigly wzor parodii, w tym przypadku Mniszkówny. Wtedy powinno byc latwiej. Na razie Brzask zbyt przypomina oryginal, ale ubung macht den meister...

    OdpowiedzUsuń
  6. Ppróbka:
    - Zawsze to - ciągnął - pańskie oko konia tuczy, jak to mówią, proszę pana, panie, wie pan, a nasza Stenieczka niebożątko schudła i podupadła nieco na serduszku. Bo ona, proszę pana, panie hrabio, to taka poetka! Ale, ho, ho - dodał dobrodusznie - pan, jaśnie hrabia, ją moresu nauczy, bo to powiem hrabiemu na uszko, że tam temperamencik nie tylko od salonu. Krew nie woda! panie, proszę pana, po mnie! Moszterdzieju, po mnie! No, i nie dziwota, Doryccy, dziad w babę, tacy byli! Tu mi konia przysiędzie, tam dziś ją jak z dubeltówką furgnie, jak turkaweczka przez proso, tu mi znów z książką siednie i czyta, jaśnie hrabio, moszterdzieju, aż książka w kawałki leci, cały boży dzień. Babka jej, Smierdzielówna z domu, tez taka była, proszę pana, panie! Nic łatwego nie było dla tej niewiasty, ze wszystkim sobie radę dała, a konkurentów mogła sobie była na palcach wyliczyć, gdyby ich miała więcej, oczywiście palców. To nie to, co nasza dzisiejsza młodzież. Ale ot! I nasze sto pociech! - zaśmiał się do wchodzącej nieśmiało Steńki.
    Uroczo wyglądała nasza bohaterka w odświętnej perkalikowej świtce, ubranej w żywe wisienki. Włosy jej, rozrzucone starannie, spięte były morową kokardą, jednak po wytwornej elipsie jej buziaka przepływała od czasu do czasu melodia smutku o swojskim brzmieniu. Uśmiechnęła się jednak z
    przymusem, jak dziecko, które droczą, i usiadła wygodnie na fotelu, miękko, rozlewnie, jak gdyby nie była z ciała, ale raczej ze świeżej, pachnącej maślanki. Pan Dorycki odgarnął czuba, obtarł żonie łzy wylotem rękawa i rzekł już zupełnie spokojnie:
    - Czy waćpanna masz serce klęknąć na kobiercu ślubnym z tym oto Jaśnie Wielmożnym hrabią Dolarym Chłapskim i czy uwzględnisz jego życzenia, byś została wkrótce jego rodzoną żoną?
    Steńka z mocą przymknęła łzą zalane oczy i pocałowawszy ojca w rękę, rzekła z pozornym spokojem, choć serce jej się tłukło jak Marek po piekle.
    - Wody!... - Po czym dodała: - Dziękuję papie: Tak jest, chcę i pożądam sakramentu z hrabią. - I w tej chwili pierwsze w życiu kłamstwo okrasiło jej wargi do czerwoności. - Pragnę także wesprzeć się na jego ramieniu i przyczynić się do tego, bym mogła zostać dobrą Ŝoną i matką.
    Przy tych słowach do słońcem nabrzmiałego pokoju weszło cicho, jak gdyby przez drzwi, jakieś swojskie rozrzewnienie i przysiadło na kobiercu, zawodząc z cicha wschodnią melopeę.

    - Matuchno! - jęknęła Steńka, padając matce na ręce i ciche łczenie zakołysało jej łonem.
    - Moja ty hrabino! - odparła matka i obie splecione zwięźle ramionami jak posąg Ugolina Barresa pozostały tak nieruchomo, póki stary słoneczny zegar w ogrodzie, przerobiony na czas francuski, nie wykukał dwudziestej ósmej godziny i ścichł.

    OdpowiedzUsuń