poniedziałek, 23 listopada 2009

Rozdział 2, część 2

Drzwi autobusu otworzyły się z przeciągłym jękiem wpuszczając do środka gwałtowną falę zimna, która zatrzęsła mną niczym młodą brzózką. Wyskoczyłam na przystanek i przez chwilę tępo wpatrywałam się w pustą i głuchą przestrzeń. Wreszcie w oddali dostrzegłam jakiś niski budynek. Podbiegłam w tamtym kierunku ile sił w nogach, nie zważając na chłoszczący mnie po twarzy wiatr.
Budynek okazał się tanim barem, jednym z tych, w których pozbawieni wszelkich perspektyw mężczyźni spożywają wysokoprocentowe napoje marząc o plażach pełnych pięknych kobiet lub o spadku cen wódki. Nie byłam przyzwyczajona do przebywania w takich miejscach. Chciałam się wycofać, ale wtedy zdałam sobie sprawę, że jestem już wśrodku i obserwuje mnie para podkrążonych oczu.
- Czego chesz, mała? - prychnęły oczy, a raczej ich potężny, zalatujący tanim winem właściciel.
- Jaaa... Ja tylko chciałam... do szkoły... pojechać - moje siła wydobywane z gardła słowa nie były w stanie ułożyć się w składną całość.
- Pierwszy raz słyszę, żeby ktoś chciał do szkoły - warknął pogardliwie wbijając pijany wzrok nieco poniżej mojego dekoltu. Stałam jak zamurowana żywcem po raz setny tego dnia przeklinając budzik za to, że zadzwonił. Starałam się dla ukojenia skołatanych nerwów wsłuchać się w tykanie zegara, jednak jak na złość żaden zegar w pobliżu nie tykał.
- Co tak stoisz, hę? - tym razem odezwał się inny drab, którego wcześniej nie zauważyłam. Z szeroko, wręcz wulgarnie rozstawionymi nogami siedział na czymś, co pewnie nie pamięta już czasów, kiedy było krzesłem. Zapadła niewygodna cisza, uwierająca jak za ciasny gorset.
- Masz kasę? - warknął po chwili pierwszy. Pokręciłam przecząco głową, gdyż nie mogłam się zdobyć na wysiłek wypowiedzenia słowa "nie". Wtedy siedzący zbir podniósł swoje szkaradne cielsko, długim krokiem przysunął się do mnie i złapał mnie za kołnierz obmierzłą łapą. W głowie mi zaszumiało, przed oczami zobaczyłam ciemność. Poczułam jeszcze jedną parszywą mackę, tym razem na nodze. Zacisnęłam powieki, przygotowana na najgorsze, gdy nagle dobiegł moich uszu soczysty głos przypominający szum letniego strumienia - jednocześnie mocny i rozkosznie delikatny.
- Zostawcie ją!

5 komentarzy:

  1. No, no. Zaczyna się rozkręcać^^. Czekam na następny. Świetny rozdział! :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak można skończyć w takim miejscu??
    No nic, czekam na kolejną część, z wielką niecierpliwością, mam nadzieję że nie będę musiała czekać długo. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. ana, świetnie ci idzie :D tylko tak dalej. brzask przyćmiewa każdy zmierzch ! <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Wow! Nie wiedziałam, że to jeszcze istnieje! Cos jednak z bachmackiej zostało:)

    OdpowiedzUsuń